sábado, 1 de marzo de 2014

O meksykanskiej goscinnosci i nieopisanie pieknej przyrodzie Chiapas...Ruszamy do Tuxtla Gutierrez!!!


Dzisiejszy post chcialabym zaczac w dosc nietypowy sposob, a mianowicie pragne opowiedziec wam w skrocie o tym jak to sie stalo, ze podjelam decyzje o tej podrozy. Juz jako mala dziewczynka na samo brzmienie jezyka hiszpanskiego reagowalam duzym zainteresowaniem. Jego melodia, rytm i miekkosc przypominaly mi piekny utwor muzyczny, w ktory moglabym wsluchiwac sie w nieskonczonosc. W tym czasie uczylam sie rowniez gry na pianinie i spiewu w szkole muzycznej, a jezyki obce byly dla mnie jedna z form jaka utworzyc moze sekwencja najlepiej dobranych dzwiekow...Sluchalam muzyki artystow latynoamerykanskich, ktorzy w Polsce byli tajemnica, ogladalam hiszpanskojezyczne filmy i marzylam o podrozy na kontynent, ktory nie wiedziec czemu, nieustannie mnie wzywal.

Pozniejsze podroze do Wloch sprawily, ze jako kierunek studiow wybralam filologie wloska. Do tej pory jest to dla mnie jeden z najpiekniejszych jezykow na swiecie. Mimo to z hiszpanskim mialam nieustanny kontakt ze wzgledu na moj owczesny zwiazek z chlopcem z Argentyny, ktory wprowadzil mnie w magiczny klimat swojego kraju, jego historii, obyczajow i muzyki. Razem z nim odbylam rowniez krotka podroz do jego kraju, ktora na zawsze pozostanie w mojej pamieci jaka pierwsze spotkanie z ziemia, ktora jest mi tak bliska...Po pobycie w Rzymie, gdzie studiowalam tlumaczenia, postanowilam wrocic do Polski i rozpoczac studia latynoamerykanskie w CESLA na UW. Okazaly sie one nie tylko sposobnoscia do poglebienia wiedzy i znajomosci jezyka hiszpanskiego, ale i wspaniala przygoda! Zaczelo rodzic sie we mnie marzenie o odbyciu wielkiej podrozy, ktore podsycaly takie filmy jak Dzienniki Motocyklowe, 1492. Wyprawa do raju i Misja. Ktoregos dnia ponad dwa lata temu postanowilam zrobi mape marzen i umiescilam na niej mape Ameryki Łacinskiej oraz zdjecie mezczyzny pod wodospadem..Rok pozniej poznalam tego mezczyzne i dzis podrozujemy razem po kontynencie, ktory zaskakuje nas zapierajacymi dech w piersiach krajobrazami niczym z avatara, poznajemy ciekawych ludzi, ktorzy codziennie ucza nas czegos o swiecie i nas samych oraz realizujemy pomysly przyblizajace nas codziennie do tego, co chcielibysmy uczynic sensem naszego zycia. Uczymy sie czerpac radosc z kazdej drobnej rzeczy, czy to podziwiajac zachod slonca, czy tez probujac nowych smakow, jak chociazby naszych ulubionych w tej chwili kolumbijskich lodow kokosowych z dodatkiem arequipe :) Podroz ta jest dla nas czyms wiecej niz zwyklym kolekcjonowaniem wrazen i wpisywaniem na liste coraz to nowych niezwyklych miejsc. To przede wszystkim wyprawa wglab siebie, szansa na spojrzenie na zycie z perspektywy duchowej i wykorzystanie zdobytej wiedzy do swiadomej kreacji rzeczywistosci. Gdzies w kazdym z nas ukryte jest dziecko, ktore pragnie wciaz na nowo odkrywac swiat, dziwic sie wszystkiemu i spelniac marzenia, tak po prostu! Musimy tylko pozwolic mu przemowic i wspierac w dzialaniu, bez wzgledu na to, co sadza inni i co uznaje sie za powszechnie przyjeta norme w spoleczenstwie. Byc moze wowczas zdamy sobie sprawe z tego, ze podazanie za glosem serca jest jedyna odpowiednia recepta na zycie :)


Podczas podrozy jako mochileros, co tlumaczac doslownie z hiszpanskiego oznacza “plecakowcy”, lub jak lubimy siebie nawzajem okreslac, caracoles, a wiec slimaki, niejednokrotnie musimy poddac sie biegowi wydarzen I zmierzyc z wszelkimi niewygodami, takimi jak cuchnace wilgocia pokoje hotelowe, obecnosc nieproszonych gosci w lozku (co powiecie na skorpiona wedrujacego po waszej rece?), noc spedzona na jezdzie autobusem, w ktorym mozna zamarznac z powodu dzialajacej na full klimatyzacji lub przemierzanie kilka kilometrow z ciezkim plecakiem na plecach, probujac bezskutecznie zlapac okazje. Zdarzaja sie jednak dni kiedy nasze zmaltretowane cialo wola desperacko o ratunek, a przesycony nadmiarem doznan umysl szuka sposobu, by wymknac sie tylnymi drzwiami i ukryc przed swiatem na chocby minutke. Wtedy takie miejsca jak dom naszego przyjaciela Benjamina, ktorego Ivan poznal podczas swojej przygody w Jordanii, wydaja sie upragnionym rajem...I to nie tylko ze wzgledu na mozliwosc odpoczynku i energetycznego podladowania naszego ducha, ale rowniez obecnosc ludzi, ktorzy swoja czuloscia, cieplem zrozumieniem sprawiaja, ze czujemy sie jak u siebie. Czym bowiem jest dom jesli nie bezpieczna przystania, w ktorej dzielac sie tym, co mamy z innymi, mozemy odpoczac wspolnie od chaosu zewnetrznego swiata. To wlasnie odnalezlismy w Tuxtla Gutierrez w meksykanskim stanie Chiapas oddalonym tysiace kilometrow od naszych ojczystych stron. Dla mnie to najpiekniejsze, czego mozna doswiadczyc podczas podrozy jak ta. Wspolne obiady kazdego popoludnia, zabawa ze zwierzakami domownikow i przepelnione serdecznoscia rozmowy na zawsze pozostana w mojej pamieci jako dowod piekna ludzkiego serca.

      Nasz nowy dom w Tuxtla Gutierrez i cudowna meksykanska rodzina

      Garbusek i jego kierowca zabrali nas do miejsc, o ktorych nawet nam sie nie snilo...

Benjamin stal sie zatem naszym nowym przewodnikiem na okres kolejnych kilku dni, ktore zamierzalismy spedzic w Chiapas. Jego garbusek zabral nas do miejsc, o ktorych nawet nam sie snilo, a ktore zaskakiwaly nas swoja autentycznoscia, tajemnica, artyzmem przyrody i miejscowej ludnosci. Nasza przejazdzke po klejnotach tego stanu chcialabym rozpoczac od wizyty w Kanionie Sumidero tak jak zrobil to z nami Benjamin. W pelni go rozumiem... Kanion zrobil na nas olbrzymie wrazenie! Olbrzym, ktorego skarpy siegaly wysokosci nawet 1000 m kryl w sobie szereg skarbow..cudowne formacje skalne, zaslony utkane z delikatnych struzek wody spadajacej niczym w zwolnioym tempie ze skalnych polek oraz dzika flore i faune tej czesci Meksyku.. Temu wszystkiemu postanowilismy przyjrzec sie poczatkowo z wysoka. Benjamin udal sie z nami na punkt widokowy, z ktorego moglismy podziwiac namalowany przez nature pejzaz. Majestatyczny kanion zdawal sie nas zapraszac do swych czelusci. To, co czekalo nas na dole przekroczylo nasze najsmielsze oczekiwania...

     Kanion Sumidero. Widok z gory

Po zajeciu miejsca w lodce wraz z 20 innymi osobami w Chiapa de Corzo, miejscowosci, ktora pozniej moglismy nieco blizej poznac, ruszylismy utworzona przez kanion wodna sciezka...Przed nami rozposcierala sie zdumiewajaca panorama olbrzyma, ktory wchlanial nas stopniowo. Poczulismy sie tacy malency, mknac pod scianami skalnymi tego cudu natury. Lodz plynela z duza predkosci, a wiatr rozwiewal nasze wlosy i potegowal tworzace sie w nas napiecie...

     Wkraczajac do wrot kanionu Sumidero

Jeszcze przed znalezieniem sie pomiedzy dwoma scianami kanionu naszym oczom ukazalo sie grzejace sie na sloncu cielsko korkodyla. Podjechalismy troche blizej...niebezpiecznie blizej...Zdawalo sie, ze ktos polozyl go tam specjalnie! Krokodyl nie ruszal sie. Nie widzielismy nawet, aby oddychal. Tylko tam trwal jak kamien. Sami ocencie, czy wyglada na prawdziwego :)

      Wpatrujacy sie w nas, ale zupelnie nieruchomy krokodylek

Kanion powoli obejmowal nasza lodz...Juz widzielismy jego otwarte ramiona z obu stron. Wszyscy zamarlismy na swoich miejscach. Czulismy sie tak, jakbysmy odkrywali nowy swiat, ktory od dawna czekal na spotkanie z nami! Byc moze nie jest to jedyny tego typu kanion na swiecie, ale byl to nasz pierwszy w zyciu egzemplarz, ktory zdumiewal nas nie tylko rozmiarami, ale i egzotyka i wariacjami skalnymi przyrody.

      Wkraczamy w czelusci kanionu...

            Magia kanionu

Jednym z najmniej oczekiwanych odkryc byl wyrzezbiony przez skaly konik morski, ktory wtapial sie kolorytem w tlo tworzone przez sciany kanionu..Nie na tyle jednak aby bystre oko nie moglo wypatrzyc jego obecnosci :)

           Skalny konik morski

To, co kanion zachowal jednak na deser dla nowo przybylych sprawilo, ze na chwile czas sie dla nas zatrzymal, a wewnatrz poczulismy nieznana do tej pory podczas podrozy blogosc...Przed nami ukazal sie cudowny spektakl utworzony przez rosnacy na skalach mech, kropelki wody i formacje scian kanionu o fantazyjnych ksztaltach. Tworzyly wspolnie efekt magicznej krainy, ktora znamy tylko z fantastycznych opowiesci. Nie zdziwilibysmy sie, gdyby wokol swiatecznego drzewka pojawila sie nagle gromadka elfow!

 Choinka utworzona z mchu i formacji skalnych

       Cudowny efekt spadajacej wody i pokrytych mchem polek skalnych...

...Magia ta jednak nie trwala dlugo. Juz wkrotce zderzylismy sie ponownie ze smutna rzeczywistoscia naszej planety, ktora choc tak czarujaca, hojna i pelna milosci wzgledem ludzi, otrzymuje w zamian wdziecznosc w formie plastikowych butelek, zatyczek, opakowan i innego rodzaju smieci. Nie dotyczy to oczywiscie tylko Meksyku. Wspominam tu o tym, poniewaz to pierwszy etap naszej podrozy po Ameryce Lacinskiej, a niedbalosc i brak wspolczucia dla matki natury po prostu kluje w oczy. Wystarczy porownac zdjecia, ktore tu zamieszczam. Co o tym sadzicie?

      Druga twarz Meksyku i natury czlowieka w ogole...

Ostatnio po przeczytaniu jednej ksiazki wpadl mi do glowy pomysl, abysmy wszyscy codziennie o tej samej godzinie przed pojsciem do pracy, na uczelnie lub rozpoczeciem innej rutynowej czynnosci dnia codziennego pomodlili sie razem wspolnie o dobro naszej planety i przebudzenie rodzaju ludzkiego, ktory nieswiadomie niszczy ja i rani. To przeciez zywy organizm, tak jak my, ktory odczuwa bol. Kazdy z nas moglby zaczac od siebie...od zmiany sposobu zycia. Wtedy nie tylko wplynalby na poprawe stanu Ziemi, ale sam rozpoczalby doswiadczanie rzeczywistosci na innej plaszczyznie jako jednostka pelna wewnetrznej mocy zdolna do osiagniecia wszystkiego, co sobie zamierzy. Czy jestesmy w stanie zrobic to dla nas samych?

Wzniesmy toast za zmiany, ktore juz powoli dokonuja sie w roznych czesciach swiata kubkiem michelada przygotowanej przez miejscowych mieszkancow Chiapas na lodzi-restauracji stacjonujacej w kanionie.

        Nie ma to jak kubeczek michelady wsrod wod kanionu :)

Nasza podroz po kanionie dobiegla konca, ale dzien wciaz obiecywal nowe atrakcje. Po wyjsciu z lodzi i rozprostowaniu kosci postanowilismy oddac sie wedrowce po Chiapa de Corzo, ktore dzieki zblizajacemu sie swietu obdarzylo nas koncertem zaskakujacyh dekoracji i smakolykow. Mielismy okazje sprobowac wspanialych quesadillas de nopal (nopal to kaktus, ale taki bez igielek oczywiscie) oraz smacznego i bardzo odzywczego napoju sporzadzonego na bazie kukurydzy i kakao, czyli pozol de cacao.

   Udekorowane Chapa de Corzo 

Pozol de cacao

Benjamin sprawil, ze nasz pierwszy dzien w nowym miejscu zamienil sie w bajkowa wyprawe po cudownych dzielach przyrody. Pokazal nam dwie rozne twarze Meksyku..Te, z ktora mozemy zapoznac sie przegladajac zdjecia kolorowych przewodnikow oraz te, ktora wygodniej byloby przemilczec.. Byl to jednak dopiero poczatek! Rytualy potomkow Majow w pewnym kosciolku w San Juan de Chamula oraz znajdujace sie tuz obok zaskakujace hippiesowskich stylem miasteczko to tylko niektore z odkryc dwoch slimaczkow przemierzajacych zakamarki Meksyku. Zapraszam goraco :)











 

No hay comentarios:

Publicar un comentario